środa, 7 marca 2012

Rozdział 1

Rano obudziłam się pierwsza, czując jak promienie słoneczne delikatnie gładzą mnie po twarzy. Rozejrzałam sie po salonie: telewizor szedł na kanale jakim zostawiłyśmy, z prawej strony leżały sterty śmieci po opakowaniach żelek i innych smakołyków, moją uawagę skupiła wskazówka zegarka, która była na godzinie 11:30.
Niemożliwe- westchnęłam sama do siebie. Ku mojemu zdziwieniu nie mogłam spostrzec nigdzie Ani.
Nagle drzwi od łazienki uchyliły się, a za nimi ukazała się szatynka.
-Dość wczas się obudziłaś- zakomunikowała z uśmiechem na twarzy. Nie zdąrzyłam jej nic odpowiedzieć, bo zaprosiła mnie na śniadanie, które sama przygotowała, a mianowicie naleśniki ze serem. Bardzo dobrze wiedziała jak je lubię, one leczyły wszystko : złamane serce, złe stopnie w szkole, kłótnie, łzy.
-Już idę, tylko się ogarnę, jesteś kochana- uśmiechnęłam się do niej..
Szybko wstałam z łożka, pościeliłam czerwoną pościel, zgasiłam telewizor, pobiegłam do swojego pokoju zabrałam kilka rzeczy a następnie postanowiłam udać się do łazienki. Po porannej toalecie, pachnąca i zadbana zeszłam do kuchni.
- wreszcie mamy wakacje- jak ja się cieszę. Szkoda tylko że Ala nigdy nie ma dla nas czasu, zawsze się na nas wypina, wiem że nie można tak o niej mówić, bo jest dla nas jak siostra,ale dłużej już nie dam rady..-powiedziała szatynka wciskając w siebie naleśnika a robiąc przy tym bardzo śmieszną minę.
-Haha, no masz racje, ale jedz ostrożnie, bo się zadławisz ! - westchnęłam.
-Mam do Ciebie prośbę, pójdziemy dziś do wujka do pizzeri, bo obiecałam że go zastąpię na godzinkę, nie pogniewasz się chyba- zapytała
-Nie no cośty, tylko o 14:30 jestem umówiona  z Kamilem, więc chciałabym się do tego czasu wyrobić, napiszę mu esa że będę z Tobą w restauracji-oznajmiłam po czym zabrałam telefon z blatu stolika, wybrałam jego numer i napisałam wiadomość.
-Ty nadal coś do niego czujesz, pomimo, że rok temu Cię skrzywdził?-zapytała z miną z jaką zawsze o nim mówiła
-Wiesz trudne jest to dla mnie, bo nie zapomniałam tego i nigdy nie zapomnę, ale on chwilami naprawdę się stara, aby było tak jak zawsze. Oki dość tych plotek wychodzimy.
Posłusznie zmyłyśmy wszystkie naczynia, odstawiłyśmy je do oschnięcia. Następnie ubrałyśmy buty, zamkłam dzrwi, włożyłam klucz do kieszeni i już byłyśmy na podwórku. Jak zawsze ptaki śpiewały bardzo ładnie, słońce nie ustępywało ani na krok. Szłyśmy przez kręte uliczki, dobry humor nie odstępował nas ani na krok. Nagle po jakiś 20 minutach byłyśmy na miejscu. Była to mała knajpka, w której często przesiadywałyśmy. W środku znajdowało się dużo stolików z krzesełkami, a w rogu duża wygodna, czerwona kanapa, cały lokal miał bardzo miłą atmosferę, zawsze w tle leciała przyjemna muzyczka, a na ścianach widniały tapety z różnego rodzaju roślinami, bardzo ładne, zresztą zawsze to pierwsze przykuwało moją uwagę, pomimo, że bardzo dobrze znałam to miejsce.
-Dzień dobry proszę pana, pomoc nadchodzi - krzyknęłam do pana Johna, wydawało mi się że nie powiedziałam tego głośno, ale cóż pobliski stolik przy któym siedziała jakaś starsza kobieta z mężczyzną odwrócili się i posłali mi dość nietypowe spojrzenie. Ann uśmiechnęła się tylko widząc jak momentalnie się czerwienię.
-O dziewczynki, jak miło, teraz trwa sezon letni i wiecie jak ruch jest duży. Rzeczywiście w całej pizzeri były tylko 2 wolne stoliki, przy takiej ilości. - ja musze na chwilkę wyjść, nie będzie mnie dosłownie najpóźniej pół godzinki, dopilnujcie tutaj wszystkiego,  a potem jesteście wolne, kucharz jest do Waszej dyspozycji, noście mu zamówienia- usmiechnął się sympatycznie po czym zniknął za drzwiami. Widząc kucharza uśmiechnęłam się do niego nieśmiało.
-to jak wspólniczko zaczynamy- zaśmiała się do mnie Ann- idź i obsłuż tamten stolik
-Tak jest kierowniczko- zasalutowałam jej śmiesznie,po czym ubrałam na siebie dziwny fartuch, zabrałam długopis i notes a następnie powoli udałam się w strone stolika, obok którego była ustawiona ów kanapa o której już wspomniałam. Gdy byłam już u wytyczonego celu zauważyła siedzących 3 chłopaków i 2 dziewczyny.
-Dzień dobry, Co Państwo chcecie zamówić- grzecznie zapytałam.
-a więc panienko, poprosimy 3 duże pizze z kurczakiem i jedną ze serem- oznajmił brunet o kręconych włosach
-To wszystko?- zapytałam podnosząc głowę, zdążyłam tylko spostrzec 2 brunetów i jednego blondyna, a przy nich 2 dziewczyny, które życzliwie się do mnie uśmiechnęły
-Tak, tak odpowiedział loczek tym samym puszczając mi oczko
Zignorowałam to myśląc sobie, że lepszego nie mógł wymyslić
-Dziekuję, zawołamy, gdy pizze będa gotowe, usmiechnęłam się. Chciałam odejść od stolika, gdy niespodziewanie podtknęłam się o nogę stołu, dobrze, że sie podtrzymałam, bo inaczej kiepsko byłoby ze mną., Zaczęłam się śmiać sama do siebie z zaistniałej sytuacji, poczułam tylko jak ktoś łapie mnie za ramie, odwróciłam się, był to ów blondyn, zapytał czy wszystko w porządku z usmiechem na twarzy. Miał bardzo piękne oczy, niebieskie jak morze, które pamiętam z dzieciństwa kiedy ciocia zabierała mnie tam często, abym zapomniała trochę o sytuacji w domu. Grzecznie podziękowałam i stwierdziłam że nic mi nie ma poza tym że mogłam sobie złamać nogę przez moje miedopatrzenie.
Wróciłm do kuchni, dałam kucharzowi zdobyte zamówienie i opowiedziałam całą sytuację przyjaciółce, ona uśmiechnęła się tylko i żałowała że nie była to ona. Nagle do lokalu niepostrzeżenie wszedł Kamil.
-Witaj, stęskniłem się za Tobą- rzucił na przywitanie
-Haha tak, mogłeś przyjść wczoraj byłyśmy same -zażartowałam
Pożegnałam się z Ann i szliśmy w stronę wyjścia. Byliśmy w parku, rozmawialiśmy i trzymaliśmy sie za ręce. Chłopak obiecał że przyjdzie dziś do mnie wieczorem, bardzo się cieszyłam, bo chciałam aby między nami było tak jak dawniej, wiedziałam tylko że bardzo go kocham, ale to uczucie nie jest już tak mocne, jak rok temu gdy mnie zdradził. Pomimo tego, że był moim chłopakiem nie wiedział tylu rzeczy co wiedziała Ann. Może dlatego, że niestety nigdy mnie o to nie zapytał, nigdy też nie chciał, bym mu sie zwierzała, rzadko kiedy pytał jak Ci minął dzień ,dlaczego jesteś taka smutna.
-Może pójdziemy potem do kina?-zapytałam uśmiechając się do niego i tuląc się w biel jego bluzy
-a dziś??- hmm sam nie wiem bo Miki obiecałem kumplowi, że do niego wpadnę, najwyżej jutro.
Nie odpowiedziałam nic tylko momentalnie stanęłam na odległość dwóch kroków, wiedziałam, że to wiąże się rowniż z tym że nie przyjdzie dziś do mnie.
-Dobrze pa- machnęłam ręka i poszłam ścieżką parku.Nagle przysiadłam na pobliskiej ławeczce i zanużyłam sie w wspomnieniach. Głupia jesteś -pomyślałam, Ty się tak starasz a on ma Cię głęboko w dupie.
Nagle poczułam jak ktoś dosiada się obok mnie, był to Marek, kolega Kamila, wiedziałam, że zawsze żywił do mnie coś więcej niż tylko przyjaźń ale nie chciałam mu dawać nadziei, po prostu nigdy nie czułam nic do niego.
-hej Mika, jak się masz?- zapytał
- a wiesz bywa dobrze, bywa źle a u Ciebie?- uśmiechnęłam się
-identycznie a jak tam Kamil,?
-a czemu się pytasz powinieneś chyba Ty wiedzieć jak się z nim dobrze znasz
-No niby tak, ale my już nie jesteśmy kolegami, zerwałem ta znajomość,powinienem to zrobić już dawno temu, chciałem Ci tylko powiedzieć, żebyś uważała, nie chcę żeby on Cię zranił..- urwał bo nagle podeszła do nas Alicja
-Cześ kochana - usmiechnęła się i przytuliła do mnie
-oki nie będę wam przeszkadzała, to pa-zmierzył dziwnie wzrokiem Alę, ale nie wiedziałam o co chodzi
-Zaczekaj, powiesz mi co miałeś na myśli- zapytałam go głośno
- a nie ważne trzymaj się- zdążyłam tylko dosłyszeć, bo był już prawie na drugiej stronie ulicy.
-Dlaczego wczoraj nie byłaś u mnie, czekałyśmy z Ann na Ciebie?- zapytałam dziewczyny
- a nieważne, czepiasz się z byle powodu, musisz zrozumieć że mam też własne życie- powiedziała jednym ciągiem.
Nie odpwiedziałam na ten bulwers, wstałam napięcie i udałam się do domu. Szłam zamyślona, nie zwracałam uwagi na nic, całkowicie poddałam się wspomnieniom z dzisiejszego dnia. Nagle poczułam jak z całej siły kogoś trącę, okazało się, że to był ten sam tajemniczy blondyn, którego obsługiwałam w pizzeri i który zapytał mnie czy mi się nic nie stało. Byłam tak zła, wszystko się we mnie kumulowało, brak mamy, brak chłopaka, w sytuacjach, w których najbardziej go potrzebowałam. -Nie umiesz chodzić?- ryknęłam nawet nie wiem z jakiego powodu, przecież nigdy się tak nie zachowuję, sama nie wiem co mna wtedy kierowało.  Bez dania możliwości wytłumaczenia się pobiegłam szybko do miejsca w którym mieszkałam.
Gdy wróciłam do domu przebrałam się w moją wygodną piżamę, puściłam smętną muzykę, czerpałam wszystkie słowa i melodię wydobywającą się z urządzenia, nawet nie wiem kiedy zasnęłam...
___________________________________
Oki, pierwszy rozdział za mną, a więc jak się Wam podoba?
Postaram się wziąść za kolejny
Pozdrawiam :):)

1 komentarz:

  1. Ej, ciekawa jestem, co będzie dalej : ) Jeśli możesz, wpadnij do mnie, też dopiero zaczęłam: http://justletmegox.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń